Koleżanka zapytała mnie niedawno, czy od kiedy zaczęłam
biegać, moje życie się zmieniło. A właściwie czy zmieniłam się ja jako osoba,
bo bynajmniej nie chodziło o zmianę diety, mniej centymetrów w pasie czy mniej
czasu spędzanego przed komputerem (telewizora nie mam od lat 20 i tego się będę
trzymać). Zastanowiłam się i muszę przyznać – tak. Zmieniłam się. Mam też
wrażenie, że są to zmiany, które tak zwany „ogół” ocenia negatywnie.
Pierwsza, największa zmiana to podejście do problemów.
Pierwszy przebiegnięty maraton dał mi świadomość, że jeśli czegoś bardzo chcę,
to mogę to zrobić. Najważniejsze, to się nie poddać. Ile razy poddajemy się na
samym początku, nawet nie podejmując próby osiągnięcia tego, o czym marzymy?
Nie podejdziemy do tego fajnego chłopaka, bo na pewno on ma stado pięknych kobiet
dookoła siebie i nie mam szans. Albo nie złożymy cv w wymarzonej firmie, bo
teraz wiadomo, kryzys, i na pewno nie szukają nikogo do pracy. Nie zaczynamy,
bo boimy się porażki. A przecież, gdybyśmy spróbowali, mielibyśmy cień szansy
na sukces. Cień szansy to lepiej niż nic, które nam zostaje, jak nie
podejmujemy próby. Pamiętam taką anegdotę o generale Wieniawie-Długoszowskim.
Jako młody oficer, znany z pociągu do pięknych kobiet, Wieniawa miał zwyczaj
podchodzić na ulicy do upatrzonej damy, grzecznie salutować i mówić „jestem porucznik
Wieniawa – Długoszowski. Czy uczyniłaby mi pani ten zaszczyt i poszła ze mną do
łóżka?”. Zapytany o efekty takiego postępowania Wieniawa wyznał, że w połowie przypadków
dostaje po twarzy. Ale w połowie…”Per saldo i tak jestem in plus” podsumował
wojskowy, znany zresztą ze swojego powodzenia u płci pięknej. Anegdota
anegdotą, ale wiecie już chyba o czym mówię?
No więc pierwsza moja zmiana – próbować. Jasno określać
swoje cele, drogę do nich i mieć determinację w ich realizacji. Determinacja to
druga zmiana. Jeśli czegoś bardzo chcę, to znajduję sposób żeby to osiągnąć. W
nikłym procencie okoliczności zewnętrzne rzeczywiście stoją na przeszkodzie. Bo
jeśli naprawdę chcesz, to większość problemów rozwiążesz. Jeśli na pierwszy
rzut oka wydaje ci się, że coś jest nie do zrealizowania i z tego rezygnujesz
to znaczy, że nie chcesz wystarczająco mocno. Przykład? Wiele z moich koleżanek
narzeka, że przytyły po ciąży. Żadna z nich nie robi NIC w kierunku
schudnięcia. A ja będę się upierać, że osoba gruba jest gruba na własne
życzenie.
Kolejna zmiana – ustalanie priorytetów. Tak, to mieści się w kategoriach szukania
drogi do celu. Mam kontuzję kolana na przykład. Mogę z nią od biedy pobiec ok.
20 km. Ważniejszy jest dla mnie maraton w kwietniu czy półmaraton w
listopadzie? Owszem, pobiegnę w listopadzie, ale bynajmniej tym kontuzji nie
wyleczę. Więc biec, czy zrezygnować, szykując się na ten późniejszy maraton?
Albo – co w moim życiu miało może większe znaczenie – zrezygnować z treningów
aikido na czas przygotowywania się do maratonów, bo wiem, że obu rzeczy
fizycznie nie uciągnę? Priorytety. Skupienie się na tym, co najważniejsze.
Czytałam niedawno o polskiej himalaistce, która poszła w
góry na wyprawę życia, zostawiając w domu malutką córeczkę. Zginęła. Córka
powiedziała „dziś moją matkę odsądzano by od czci i wiary”. To prawda. Ale
ujęła mnie akceptacja tej córki dla działań matki. Tak, biegacze są egoistami.
Himalaiści są egoistami. Sportowcy są egoistami. I każdy, kto ma jakąś pasję. Pasja
nie zostawia ci wielkiego wyboru i często skłania do robienia tego, co innym
może się wydawać nieludzkie czy nie do przyjęcia.
Ostatnie, chyba najbardziej widoczne – to, co wyżej, czyli
safe energy mode. Moje życie kilkanaście miesięcy temu przypominało rozłożony
wachlarz. Mnóstwo ludzi, znajomych, dyskusji, wyrażania opinii, naprawiania
stosunków, które zawsze się jakoś popsują, szukanie kompromisów. Człowiek się
przy tym denerwuje, szaleją w nim emocje – a to kosztuje dużo energii. Powoli
więc, zupełnie niezauważalnie dla siebie na początku zaczęłam składać ten
wachlarz. Jeśli komuś coś we mnie kiedyś nie pasowało, szukałam rozwiązań.
Teraz szybko analizuję – czy ta osoba jest dla mnie ważna? Czy coś wnosi do
mojego życia, w jakiś sposób je rozwija, wzbogaca, ubarwia? Jeśli odpowiedź
jest negatywna – won z tym. Nie staram się. Przestałam się przejmować tym, co
inni o mnie myślą czy mówią. Szkoda energii. Tak samo szkoda energii na
uprzejme zachowywanie milczenia, jeśli coś ci nie pasuje i nie gra. I tak,
potraciłam kilku znajomych. Czy żałuję? Nie. Czas i energię poświęcaną im
poświęcam na trening. Jestem mniej miła i uprzejma? C’est la vie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz