środa, 8 stycznia 2014

Biegać zdrowo – czy tak się w ogóle da?


Od niedawna Polska przeżywa prawdziwy boom biegowy. Biegają wszyscy, niezależnie od wieku, płci i kondycji fizycznej. Nawet w moim zapyziałym rodzinnym miasteczku w tegoroczne święta podczas wigilijnej przebieżki spotkałam biegacza, a to już o czymś świadczy. Jednocześnie w ubiegłym roku podczas warszawskiego biegu młody (młodszy w każdym razie ode mnie) mężczyzna zmarł, co wywołało prawdziwą medialną nagonkę i serię opinii lekarzy i innych specjalistów, że to bieganie wcale nie jest takie zdrowe, jak to mówiono jeszcze miesiąc przed wypadkiem.

No to jest zdrowe czy nie?
 
 
Wszystkimi łapkami podpisuję się pod zdaniem, że każdy, kto chce biegać, powinien się przebadać. Tylko że…no właśnie. Raz, przed półmaratonem w Paryżu, chciałam to zrobić. Podczas tamtego biegu wymagano zaświadczenia lekarskiego, a nie tylko, tak jak w większości zawodów, oświadczenia biegacza. Cóż się okazało. Zwykły lekarz mnie nie przebada na okoliczność takiego biegu. Nawet mnie nie skieruje na badania. Odeśle mnie na poszukiwanie lekarza sportowego. Takowego znalazłam. Odmówił, twierdząc, że potrzebuję lekarza sportowego specjalizującego się w bieganiu (!!!). Taki w Małopolsce jest jeden. Oczywiście, za wizytę trzeba było zapłacić grube pieniądze. I wizytę wyznaczono mi…za trzy miesiące. Bieg był za dwa. Lekarz przyznał bez ogródek, że jest zawalony robotą dla klubów sportowych. W efekcie znalazłam znajomego konowała, który postawił pieczątkę w odpowiednim miejscu. Od tamtej pory bazuję na znajomych fizjoterapeuch i trenerach, których wiedza jest, na szczęście, dla mnie wystarczająca (już nie wspominam o tym, że przecież ja sama jakieś tam doświadczenie sportowe posiadam). Ale jeśli ktoś, kto zaczyna przygodę z bieganiem, chciałby ją zacząć zdrowo i jak bozia przykazała, polska służba zdrowia pokazuje mu palec. A biegać ludzie chcą, bo w tivi byle karaluch celebrycki trzaska triatlon, to przecież i oni mogą. Tylko że tivi nie pokazuje trenerów, pracujących nad wspomnianym celebrytą i często wielomiesięcznych przygotowań. A nie da się, po kilku lub nawet kilkunastu latach siedzenia na kanapie przed telewizorem z puszką piwa wstać i przebiec wyścigu. No nie da się, przy całym moim optymizmie, że chcieć to móc. To „móc” raczej wynika z jasno określonego celu, planu, jak do niego dojść i konsekwencji w realizacji planu, a nie działania na „hurrra”.
 
Jeśli więc wiemy, że na służbę zdrowia liczyć nie możemy, to co zrobić, żeby biegać zdrowo i bezpiecznie?
- jeśli zaczynamy przygodę z ruchem, mądrze by było zainwestować w trenera. Chociaż w kilka spotkań. Zwłaszcza jeśli mamy kłopoty z nadwagą, co oznacza kłopoty ze stawami i krążeniem. To i tak jest tańsze niż potem wizyty u lekarza. Trenera wybierzmy mądrze – popytajmy wśród jego podopiecznych, sprawdźmy, jakie ma kursy i kwalifikacje. To nic wstydliwego. Chodzi o nasze zdrowie.
- nie dawajmy się ponieść entuzjazmowi. Chcemy szybko, dużo, mocno, najlepiej natychmiast. W efekcie dorabiamy się kontuzji i zniechęcamy, a szkoda. Zaczynajmy powoli, od marszobiegów, niskiego tempa, krótkich dystansów. Jeden z moich kolegów, też biegających, powiedział, że lepiej stawiać sobie kilka mniejszych celów niż jeden duży. Łatwiej nam je osiągnąć, dzięki czemu mamy motywację.
- nie lekceważmy sygnałów własnego organizmu. Wbrew pozorom to, że coś nas zaczyna boleć, to dobrze.  To sygnał, że coś robimy nie tak – źle ćwiczymy lub czegoś nie robimy. Nie lekceważmy tego, ale nie przestawajmy się ruszać. Zmodyfikujmy trening. Najczęściej podczas biegania boli nas kręgosłup, zwłaszcza część lędźwiowa, kolana, ścięgna achillesa, piszczele. Pomóc nam może trener z doświadczeniem fizjoterapeutycznym lub fizjoterapeuta. Wiecie, że ja swojego pierwszego maratonu nie skończyłam? Wysunął mi się dysk na 25. kilometrze, uniemożliwiając dalszy bieg. Zdesperowana udałam się do swojego kolegi fizjoterapeuty i przez kilka miesięcy wykonywałam co godzina zadane ćwiczenia (zadzierając kieckę, zdejmując szpilki i padając na podłogę w swoim gabinecie), spałam i siedziałam w określony sposób. Efekt? W pięć miesięcy później przebiegłam maraton J Od tamtej pory regularnie ćwiczę mięśnie pleców. Zaczęło boleć kolano? No tak, lekceważyłam rozgrzewki i rozciąganie, odezwało się pasmo piszczelowo-biodrowe. Teraz trzeba skrócić dystanse i rozciągać, rozciągać…
- zainwestujmy w dobre buty. To chyba jedyny wymóg sprzętowy przy bieganiu, co do którego będę się upierać jak osioł. Dobre buty pozwolą ci uniknąć kłopotów ze stawami kolanowymi i biodrowymi, ze ścięgnami…Tak, to wydatek kilkuset złotych, nie ma co się oszukiwać, ale całą resztę możecie olać. I to samo – idźcie do specjalistycznych sklepów biegowych, a nie sieciówek, nawet związanych ze sportem, niekoniecznie też do sklepów firmowych. Profesjonalny sprzedawca zapyta was o rodzaj treningu, podłoże, dystans, wagę, sprawdzi rodzaj ustawienia stopy, czasem każe się przebiec na bieżni. Zapytajcie go, czy też biega, czy sprawdził obuwie, które wam poleca. To samo – nie wstydźcie się. A przy okazji może nawiążecie ciekawą znajomość.
I ostatnia rada – z głową wszystko trzeba robić, z głową! Nie szarżować, nie pomijać objawów, nie biegać za wszelką cenę jak boli, bo akurat macie start na ważnych zawodach. Czasem dla dużych celów trzeba poświęcić małe.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz